— Myślałam, że ratuję emigranta, ale milszym mi pan jesteś jako republikanin.
Słowa te wyrzeczone bez namysłu, jakby przez trzpiotostwo, przeraziły ją samę. Oczy jéj zdawały się rumienić i już odtąd w całém jéj zachowaniu się czuć było jedynie cudowną naiwność uczucia. Zwolna opuściła ręce marynarza i zostawiła go pijanym nadzieją.
Nagle, jakby sama sobie uczyniła wyrzut za tę chwilę zbytecznéj swobody, do któréj upoważniły ją przypadkowe przygody podróży, powróciła do swego zwykłego tonu pełnego dystynkcyi i, ukłoniwszy się obojgu podróżnym, wyszła z izby wraz z Fanszetą.
Gdy weszły do swego pokoju, Fanszeta, załamując ręce i bystro patrząc w swoję panią, zawołała:
— Ach, Maryo! Ileż-to przejść w tak krótkim czasie! tylko ty jedna zdolną jesteś do tego.
Panna de Verneuil porwała się z miejsca, na którem usiadła, i rzuciła się na szyję Fanszety.
— Ach! otóż to się nazywa życie! Teraz jesteś w niebie!
— A może w piekle — odpowiedziała tamta.
— Niechże będzie w piekle! Daj rękę... Patrz, zobacz, przyłóż ją do mego serca... Czujesz, jak bije!... Mam gorączkę... Co mi tam cały świat teraz znaczy... Ileż razy w snach moich i marzeniach widziałam tego człowieka... Jakiż on jest piękny... Jaka głowa cudowna... Co za oczy pełne blasku!...
— A czy będzie cię kochał? — zapytała cichym głosem naiwna wieśniaczka, któréj twarz przybrała wyraz melancholii i smutku.
— I ty mnie o to pytasz! — odrzekła panna de Verneuil — powiedz sama, Fanszeto — dodała, stojąc przed nią w postawie wpół poważnéj, wpół żartobliwéj — czyżby był tak wybredny!
— To nie! Ale czy będzie kochał zawsze? — zagadnęła z uśmiechem Fanszeta.
Przez chwilę patrzyły na siebie oniemiałe ze zdziwienia: Fanszeta tém, że okazała tyle doświadczenia, Marya, że po raz pierwszy ujrzała przyszłość szczęścia w namiętności. Zatrzymała się więc przez chwilę z odpowiedzią, jak gdyby stała nad przepaścią, któréj chciałaby zbadać głębię po odgłosie rzuconego bez myśli i zamiaru w jéj nurt kamienia.
— To, to już moja rzecz — zawołała z giestem zapalonego gracza przy ostatniéj stawce. Ja nigdy nie mogę i nie będę się litowała nad kobietą zdradzoną. Każda z nich sama sobie winę przypisze, jeśli ją opuszczono. Ja potrafię zatrzymać przy sobie człowieka żywym lub umarłym, którego serce do mnie należy. Ale
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/84
Ta strona została skorygowana.