Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

była w naszéj chacie i ma dziś o mnie staranie. Mam teraz dwieście liwrów uczciwéj renty a świeżo kupiła mi za pięćset talarów wielki dom od wuja Tomasza a oprócz tego mam jeszcze dwa tysiące franków oszczędności.
Ale uśmiech jéj i rejestr skarbów nie wywarł żadnego wpływu na Szuana, który zdawał się pogrążonym w jakichś tajemniczych myślach.
— Proboszczowie powiedzieli, żeby się wziąć do broni — rzekł wreszcie — każdy Błękitny, którego zabiję, to ofiara i pokuta za moje grzechy.
— Ale Błękitni wreszcie i ciebie zabiją.
Opuścił ramiona i zrobił ruch taki, jakby z żalem chciał wyrazić skromność ofiary, jaką czynił z siebie Bogu i królowi.
— A cóż się ze mną stanie? — zapytała boleśnie piękna dziewczyna.
Marche-a-Terre popatrzył na nią z głupią miną, jakby nie przewidywał podobnego pytania; zdawało się, że oczy jego powiększają się bez miary, nareszcie wytrysnęły z nich dwie łzy, które stoczyły się równolegle po obrosłych policzkach na skórę kozią, którą był okryty, i ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi.
— Święta Anno z Auray!... Piotrze! czy tyle tylko masz mi dopowiedzenia po siedmiu latach rozłąki? O! zmieniłeś się bardzo dla mnie.
— Kocham cię zawsze jednakowo — zawołał gwałtownie Szuan.
— Nie — szepnęła mu do ucha — króla więcéj kochasz niż mnie.
— Jeżeli się na mnie tak patrzéć będziesz — zaczął znowu — to sobie pójdę!
— Jeżeli tak, to idź; żegnam cię — rzekła smutnie.
— Żegnam cię — powtórzył Marche-a-Terre.
Schwycił rękę Fanszety, ścisnął ją, pocałował, przeżegnał się i uciekł w głąb’ stajni jak pies, który skradnie kości.
— Pille-Miche — zawołał do swego towarzysza — tu ciemno jak w rogu! Masz że ty swoję tabakierę?
— O jéj! co za łańcuch! — krzyknął Pille-Miche, szukając w kieszeni, w koziéj skórze wyciętéj.
— Masz — dodał i wręczył ma stożek rogowy, taki, w jakim Bretończycy nosić zwykli delikatną tabakę, którą sami wyrabiają podczas długich wieczorów zimowych.
Szuan złożył wielki palec u lewéj ręki w ten sposób, aby uformować wgłębienie, jakiém zwykle inwalidzi wymierzają nosom swoim porcye tabaki, wstrząsnął silnie stożkiem, którego wierzchołek otworzył już Pille-Miche, i drobniuchny proszek wysypał się na rękę, przez mały otworek zakończający ten oryginalny sprzęt bre-