za jego płochą wesołość, przywiązując się z widoczném upodobaniem do poważniejszych myśli i do téj egzaltacyi, która pomimowoli w słowach jego się przebijała, że nareszcie odgadł sposób podobania się jéj.
Rozmowa weszła na inne tory. Młodzieniec nie zawiódł nadziei, do jakich upoważniała wyrazista jego fizyognomia. Co chwila na potykał trudności w ocenieniu téj syreny, która opanowywała go coraz bardziéj. Gdy z początku pociągała go przedziwna jéj piękność, teraz porwany został ku téj duszy nieznanéj ciekawością, którą Marya podniecać i zaostrzać umiała. Żartobliwa z początku gawędka przybrała w końcu charakter serdeczności, różnéj bardzo od obojętnego tonu, który usiłowała jéj nadać bezskutecznie panna de Verneuil. Chociaż pani du Gua towarzyszyła téj parze zakochanéj, jednak młodzi, nieznacznie przyśpieszając kroku, niezadługo oddalili się od niéj o sporą przestrzeń.
Dwie te prawdziwie piękne istoty stąpały po miałkim piasku drogi, uniesione dziecinném pragnieniem wzajemnego połączenia odgłosu swoich kroków, szczęśliwi, że są razem, oblani jednym promieniem światła, które blaskiem swoim przypominało wiosenne słońce, i że oddychają wspólnie jednemi zapachami jesieni, pełnemi tylu roślinnych aromatów, które wydawały się pokarmem przynoszonym przez powietrze na ofiarę rodzącéj się miłości. Chociaż tak jedno jak i drugie z nich nie chciało w przelotnym tym stosunku widziéć nic więcéj, jak zwykły przypadek, jednak krajobraz i pora roku nadawały ich uczuciom odcień poważniejszy pomimo wszelkich porywów silnéj namiętności. Zaczęli tedy wychwalać jasność dnia i świetność pogody, rozpamiętywać niedawną chwilę swego poznania się, mówili potém o bliskiém prawdopodobnie zerwaniu tego tak słodkiego stosunku i o łatwości, z jaką w podróży zadzierzgują się związki z osobami, które się zaledwo ujrzało i z któremi niezadługo się rozejść przychodzi. Młodzieniec skorzystał z tego ostatniego spostrzeżenia, które zdawało się ośmielać do pewnych przyjaznych zwierzeń, i próbował rozpocząć wyznania, jak przystało na człowieka przywykłego do podobnych sytuacyj.
— Zechciej pani zauważyć — rzekł do niéj — jak niezwykłą koleją rozwijają się uczucia w téj epoce przewrotów, w któréj żyjemy? Wszystko dokoła nas, jakby naznaczone piętnem jakiéjś szalonéj niezbadanéj gorączki. Teraz kochamy i nienawidzimy na wiarę jednego spojrzenia. Łączą się ludzie na życie i rozłączają na wieki z szybkością, z jaką idzie się dzisiaj na śmierć. Wśród niebezpieczeństw zbliżenia się i związki powinny być silniejsze i żywsze aniżeli w zwyczajnym trybie życia. W ostatnich czasach w Pa-
Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/92
Ta strona została skorygowana.