Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

się, te walki, które toczyła sama z sobą, i których już ukrywać nie miała siły, zaniepokoiły nieznajomego, który usiłował napróżno zbadać jéj zamiary. — Rozstaniemy się natychmiast, ja tak chcę! Żegnam pana! — odwróciła się i odeszła kilka kroków, po chwili jednak wróciła.
— Nie, mnie bardzo zależy na tém, abym się dowiedziała, kim pan jesteś. Nie kryj pan przede mną, powiedz mi całą prawdę. Wszystko, coś pan dotychczas powiedział, jest nieprawdą. Nie jesteś pan wychowańcem szkoły politechnicznéj, tak samo jak siedemnaście lat wieku, które sobie przyznajesz, są nieprawdą.
— Jestem marynarzem, gotowym porzucić ocean i pójść wszędzie za panią, gdzie tylko wyobraźnia twoja poprowadzić mię zechce. Jeżeli szczęście posłużyło mi na tyle, że zdołałem zająć panią tajemnicą, która mię otacza, to przecież dobrowolnie nie pozbawię się téj aureoli, zaspakajając pani ciekawość. Pocóż mamy łączyć poważne sprawy życia realnego ze sprawami serc naszych, w których tak bliscy byliśmy porozumienia.
— Nasze dusze mogły się były porozumiéć — odparła poważnie. — Ale nie mam prawa żądać pańskiego zaufania. I pan téż nigdy znać nie będziesz rozmiarów zaciągniętego względem mnie długu wdzięczności. I ja téż milczéć będę.
Uszli tak kilka kroków bez słowa.
— Więc życie moje tak bardzo panią zajmuje! — zagadnął znowu nieznajomy.
— Na litość! panie, powiedz, kto jesteś albo milcz. Dziecko jesteś — dodała, wzruszając ramionami — i litość we mnie budzisz.
Upór, z jakim powracała ciągle do tego samego przedmiotu, pytając natarczywie o jego nazwisko, budził w nim nowe podejrzenia i powodował nowe wahanie się pomiędzy ostrożnością i pożądaniem. Życzenia kobiety upragnionéj tak wielką dla człowieka bywają pokusą! Jéj spokojne poddanie się konieczności, równie jak gniew namiętny, są tak potężne! Drażni ona zarazem tyle włókien serca mężczyzny, że zaprawdę trudno jéj się oprzéć. Byłażby to znowu próbka kokieteryi panny de Verneuil?
Mimo namiętności, jaka nim władała, młody marynarz miał jednak dosyć siły, aby nie zaufać kobiecie, która z taką gwałtownością pragnęła mu wydrzéć tajemnicę życia i śmierci.
— Dlaczego — rzekł biorąc ją za rękę, którą mu przez roztargnienie wziąć pozwoliła — sprawiam pani tyle przykrości i co mam uczynić, ażeby panią uspokoić?
— Powiedz pan swoje nazwisko!
Teraz znowu on nie mógł zdobyć się na odpowiedź i znowu