Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

ściach. Otóż ja, sprawiedliwsza względem trafu — nieraz łaskawego, — zaczynam przypuszczać, że ten traf oddał mi w tym razie przysługę, i że może... zawdzięczać mu będę jedyne szczęście, którego pożądam w życiu...
— Ach! Godna uwielbienia istoto! Czemuż nie mogę upaść do twych stóp i przysiądz, że Leon de Tréval, wdzięczny i uległy, uczyni wszystko, by się odwdzięczyć za tak słodkie wyznanie... a
— Wyznanie? — powtórzyła maska. Ach! Więc ja uczyniłam wyznanie?... Otóż to zarozumiałość męzka.
— Jakże się nie szczycić tem, czego się pragnie tak gorąco? A teraz ja z kolei zapytam, czy nie będę mógł ujrzeć twarzy tej istoty, która dręczy mnie z upodobaniem? Czy nie będzie mi dozwolone uchylić tej maski zazdrosnej, która zasłania twoje rysy?
— A może nawet nieszpetne...
— Ach! Niech mi wolno będzie spojrzeć na nie raz tylko, wyczytać...
— Czy nie umiesz czytać w moich oczach?
— Oczy są czarujące, ale gdyby jeszcze dodać do nich uśmiech...
Maska powstała i wyrzekła poważnie już i chłodno:
— Nie! Nie zobaczysz mnie nigdy, nigdy nie poznasz, i nie dowiesz się nic o mnie!..
Leon osłupiały stanął: