na zegarze, Leon już siedział na wskazanem miejscu, miotany gwałtownem wzruszeniem i żywą ciekawością.
Upłynęła cała godzina, gdy piękne białe domino przeszło przed nim lekko, dało mu znak i zwalniając kroku, żeby się oddalić od swego towarzystwa, oparło się na ramieniu Leona, który przycisnął czule utoczoną rączkę. Uradowany widokiem maski, szczęśliwy i pełen nadziei, malował wymownemi słowy ile wycierpiał, opisywał swoje daremne poszukiwania, swoje obawy, swoją niecierpliwość; maska słuchała spokojnie, ale przerwała mu wkrótce:
— Mnie lepiej się powiodło — rzekła — bo dowiedziałam się o tobie wszystkiego, co pragnęłam wiedzieć.
— O mnie?
— Tak; powiedziałeś mi ścisłą prawdę, a prócz tego dowiedziałam się jeszcze, że potrafiłeś sobie zjednać przyjaźń kolegów i szacunek zwierzchników. Dowiedziałam się, że jesteś uczciwym, nawet względem kobiet — i że dotrzymujesz święcie danego słowa.
— To tylko obowiązek; ale mówmy o mojem szczęściu... Jakto? zajmowałaś się moją osobą? Raczysz tak interesować się moim losem, że życzyłaś sobie nawet wiedzieć, czy zasługuję na twój szacunek — że dowiadywałaś się...
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.