Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Murzyn, stojący obok niego, ze ślepą latarką w ręku, wskazał mu drzwi do buduaru i wyrzekł cicho:
— Honor i milczenie.
I znikł natychmiast.
Leon odpina szpadę i idzie z pośpiechem... Kobieta... Jego nieznajoma! w skromnym negliżu, z twarzą zakrytą gęstą zasłoną w postawie napół leżącej na sofie...
Leon rzuca się de jej stóp.
— Jakże jestem szczęśliwy! — woła. Ale co widzę? Czy zawsze chcesz przedemną ukrywać swe oblicze? Przez litość! Dość już tajemnic! Dość zasłon!
Wyciąga rękę, by odchylić zasłonę, a nieznajoma nie powstrzymuje jego ręki... Lecz w tej chwili gaśnie lampa...
Leon uszanował tajemnicę... Nie przerwał nakazanego milczenia. Szczęście jego przeszło wszelkie oczekiwania, i nawet nie pomyślał o złamaniu danych zobowiązań.
Czas płynął szybko i noc już była późna, gdy w pokoju rozległ się szmer jakiś. Otworzyły się ukryte w ścianie drzwiczki i Leon został sam... Wnet ukazał się murzyn i z wielkiem uszanowaniem poprosił, by Leon pozwolił zawiązać sobie oczy i raczył pójść za nim.
— Nie! — odpowiedział Leon z uniesieniem. Nie wyjdę ztąd, dopóki nie zobaczę tej istoty czarującej... dopóki nie otrzymam...