Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

ja, radować temi dziecięcemi urokami... Ale kto wie, czy dumny tyran, nie krępowałby mnie później w sposobie wychowania dziecka, czy jego nieubłagana surowość... Nie! Leon nie byłby tyranem... Ma łagodne wejrzenie i uśmiech słodki... Byłby niezawodnie dobrym ojcem...
Rozmyślała nad tem, że Leon jest daleko, narażony na niebezpieczeństwo wojny, że może szuka śmierci — że może już nie żyje...
I pisała, prosząc o wiadomości z Hiszpanii, a dawny jej spokój, dawna wesołość, wracały chwilowo tylko, wtedy, gdy przychodziły wiadomości gdzie jest Leon, i że się ma dobrze...
Zima się zbliżała, a przyjaciele pani de Roselis, nie pojmując, co ją może zatrzymywać tak długo w samotności wiejskiej, pisali listy, naglące do powrotu. Pani de Roselis, nie mogąc się zdecydować na rozstanie z małą Leonią, którą coraz goręcej kochała, nie śmiąc wyznać jej istnienia przed panią de Gernancé, odkładała wyjazd, pod różnemi pozorami.
Dopiero w styczniu wróciła do Paryża. Ale świetne zabawy, wesołe towarzystwa, które ją tak cieszyły zeszłego roku, postradały teraz dla niej wszelki powab; wydawały się jej czcze i męczące; wracała do domu znużona, niezadowolona, czuła się osamotniona i za-