— Jakże jestem zgnębiony! Podnieś mi głowę... Ach! gdybym mógł zasnąć!..
Dozorczyni, obudzona krzykiem pani de Roselis, zbliża się, chcąc chorego podtrzymać; ale on odwraca się od niej, schyla głowę na piersi Elinory, i sen już spokojniejszy go ogarnia.
Wkrótce potem, weszła pani de Gernancé, zaniepokojona o przyjaciółkę. Wstała także przed świtem, a nie zastawszy jej w sypialni, pobiegła do pokoju chorego i zatrzymała się na progu, zdumiona widokiem, jaki jej się ukazał, Leon spał, oparłszy głowę na ramieniu Elinory, która siedząc na krawędzi łóżka, nieruchoma, pochylona nad głową kochanka, napróżno usiłowała powstrzymać łzy, które płynęły obficie z jej oczu.
Pani de Gernancé podeszła do łóżka.
— Co tu robisz, Elinoro! — wyrzekła cicho. Jakaż to nieostrożność!
— Nie mów nic! — przerwała jej pani de Roselis. Żadna siła mnie ztąd nie oderwie dopóki ten nieszczęśliwy nie ozdrowieje, lub nie umrze... Niech cały świat dowie się, że go kocham, że do niego należę. Będzie to słuszna pokuta za mój błąd... Ach! Byleby tylko żył! Mniejsza o wszystko!
Umilkły obie, lękając się obudzić chorego, a Leon spał ciągle spokojnie i mocno.
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.