Po upływie kilku godzin otworzył oczy, i podnosząc je z trudnością, ujrzał drżącą Elinorę, która układała jego głowę na poduszce. Zamknął oczy a po chwili znowu je otworzył:
— Gdzie jestem? — zapytał słabym głosem.
Widząc, że trzyma go w objęciach kobieta, która, sądząc z pozorów, nie jest prostą dozorczynią, zrobił wysiłek, by jej dopomódz do złożenia na poduszce ciężaru, jego oczy już przytomne, lecz zadziwione i niepewne, ścigają panią de Roselis aż za firanką, za którą usiłuje się ukryć.
— Czy to sen? — pyta Leon z wysiłkiem. Ta twarz.. widziałem ją! Ach! pani... czy mogę przypuszczać...
— Poznaje mnie! — zawołała z przestrachem, rumieniąc się gwałtownie.
— Raz jeden widziałem... u pani de B... o ile sobie przypominam... Ale dość raz widzieć, by zapamiętać na zawsze...
Jego duże oczy, omdlewające z osłabienia, nie odwracały się od jej twarzy.
— Cicho! Cicho! Nie mów pan nic. Nakazano panu zupełne milczenie... Trzeba leżeć spokojnie, nie myśleć... Spać i mieć nadzieję...
Przyszedł lekarz, oznajmił, że kilkogodzinny sen sprowadził jak najlepsze skutki, że
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.