gorączka ustała, i że — jeżeli nie powróci następnej nocy, chory powróci do zdrowia.
Elinor, wstrzymując oddech, wchłaniała chciwie pocieszające słowa lekarza; radość, której nie mogła ukryć, zabarwiła żywym rumieńcem jej twarz wybladłą i od łez wilgotną.
Z nadejściem wieczora, nie dała się odwieść od swego zamiaru i usiadła w kącie pokoju Leona, oczekując z trwogą tej gorączki, której się tak obawiano, ale gorączka się nie pojawiła, noc była dobra i nazajutrz lekarz oznajmił, że niebezpieczeństwo już nie grozi; lecz uważał za obowiązek uwiadomić panią de Roselis, że powrót do zdrowia będzie trwał długo, i że nie dałoby się bez niebezpieczeństwa przewieść chorego, dopóki jego rana nie zagoi się zupełnie.
Elinor, wysilając się na pozory zimnego współczucia, drżała z radości na samą myśl, że przez cały ten czas, przebywając razem z Leonem będzie mogła nim tylko się zajmować i że, powróciwszy mu życie, powróci i postradane szczęście.
Wkrótce też i Leon mógł wyrazić swoją wdzięczność uprzejmej gospodyni, którą — jak sądził — raz tylko widział w Paryżu, ale której piękność, dobroć i uczuciowość, zachował w pamięci...
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.