— Nie wiem sam czy kocham, czy jestem tak słaby, ażeby ją kochać... Ale jej czarująca rozmowa, chwile, które z nią spędziłem, jej wdzięk, nawet jej kaprysy, wszystko wyryło się głęboko w mej pamięci. Ona mi zmarnowała życie, zniechęciła do wszystkiego...
— Ach! — zawołała Elinor wzruszona głęboko — taka stałość zasługuje na nagrodę... Bądź pan pewny, że kiedyś, skruszona i żałująca, postara się naprawić krzywdę wyrządzoną i uzyska przebaczenie...
— Nigdy! Od trzech lat, ta kobieta dumna i nieczuła, nie raczyła napisać do mnie ani słowa. Zapewne wróciła do swojej ojczyzny, do Indji, do Ameryki... nie wiem zresztą dokąd. Tryumfuje teraz dzięki mojej łatwowierności... Tak! Chcę o niej zapomnieć... Czuję od pewnego czasu, że to będzie dla mnie możliwem i może być — dodał ze wzrastającem wzruszeniem — może być, że stanie się to aż nazbyt prędko...
— Zapomnisz o niej, Leonie?
Pani de Roselis wyrzekła te słowa wymówki tak czule, że Leon spojrzał na nią zdziwiony. Zobaczył, że są łzy w jej oczach.
— Ach! pani, jakże cenię to współczucie! — wyrzekł po chwili milczenia. Czemuż tamta kobieta nie miała duszy podobnej do ciebie, ani twojej wzruszającej uczuciowości. Byłbym szczęśliwy... A moje dziecię, może równie ła-
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.