dne jak twoje, siedziałoby tak samo na moich kolanach...
I podnosząc na Elinorę rozczulone wejrzenie, dodał:
— I matka dziecięcia... przy mnie... także...
— Te wspomnienia, te wzruszenia, nie są wcale odpowiednie teraz dla pana — odrzekła zmieszana Elinor, biorąc na ręce dziecko. Muszę was rozłączyć...
— Przepraszam panią... Marzyłem przez chwilę... Poco mnie budzić tak prędko?
Elinora nie śmiała słuchać dłużej i uciekła z dzieckiem do pani de Gernancé, której opowiedziała wszystko.
Od tego dnia, mała Leonia gościła ciągle razem z matką, w pokoju chorego, który dopraszał się o nią bezustanku. Przywiązał się namiętnie do dziecka.
Dziecko także nazywało go swoim przyjacielem, pieściło, chciało cały dzień mieć go przy sobie wraz z matką. Jego naiwne przywiązanie do obojga, wywoływało często kłopotliwe położenia, radujące Elinorę, lecz wzmagające smutek i zadumę Leona.
Zdrowie chorego poprawiało się prędko; rana się goiła; czas upływający szybko w szczęśliwych warunkach rozwijającej się zażyłości, zbliżał się już ku zimie — grudzień nadchodził.
Pani de Gernancé nagle wspomniała o wyjeździe, aż oznajmiła stanowczo, że już dłużej
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.