Leon wrócił niedługo; wzruszony i niespokojny; wszystko sprzyjało jego wyjazdowi.
Pani de Gernancé, niezadowolona z przyjaciółki, lecz zmuszona ustąpić jej woli, poszła do siebie, zająć się przygotowaniami do podróży; ale w ostatniej chwili rozstania, zabrakło wszystkim odwagi.
Płacząca Elinor polecała swego chorego opiece pani de Gernancé, która przyrzekła zabrać go do swego domu i pielęgnować troskliwie. Leon blady, poważny, stał przy powozie, powtarzając podziękowania, zapewniając o swej wdzięczności, a głos jego zdradzał żywsze uczucia; to brał na ręce, to znowu stawiał na ziemi dziecko, które krzyczało w niebogłosy, widząc, że jego ulubieniec odjeżdża...
Pani de Gernancé zbliżyła się do Elinory.
— Jeszcze czas — szepnęła do niej.
Pani de Roselis zawahała się, lecz po namyśle odrzekła:
— Nie! Jeden tylko jest sposób do uczynienia tego trudnego wyznania...
Pani de Gernancé wsiadła z Leonem do powozu, który ruszył prędko i znikł wkrótce.
Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.