Byliby jeszcze nie zakończyli wzniosłych rozmów swoich, ale właśnie pokazuje się gospodyni i zaprasza wszystkich na „zieczerzą“.
I zbierają się wszyscy, kierując swe kroki ku gościnnemu domowi — do dużej izby.
Dziadek prowadzi zbytnich chłopców, którzy tylko podskakują, ciotki zbierają wesołe dzieweczki, tylko jedna z głośnym płaczem idzie kulawo, Waleśka niebacznie wlazła na rzegáwki (pokrzywy) przy płocie i te poparzyły jej nóżki, dla tego kuleje, bo parzy i boli, jak nosek zakłóty od pszczoły.
Słychać ciotkę Lucę pocieszającą:
— Cyt, cyt, na drodze do nieba ciajsto jeszcze nájdziesz i kolce i głogi — pszczółki i złe łosy.
Ale ciotka Linowska inaczej rzecz pojmuje:
— Już to te bachy z miasta to nic nie ziedzą, jano sia stroić i dobrze jeść — a nic nie robzić...
Zgromadzili się powoli wszyscy na podwórzu: wuje i stryje, ciotki i dzieci, ciotka Luca i dziadek lamkowski z „Pielgrzymem“ w ręku, którego od wielu lat abonował i pilnie czytywał.
Tu jeszcze krzyżowały się krótkie zapytania, co jedni, co drudzy tak długo robili, co gadali za zapieckiem, w polu, w ogrodzie — padały jeszcze krótkie odpowiedzi.
Student, przyzwyczajony do dawania młodszym lekcyi w różnych przedmiotach a zaciekawiony opisem woza i sani przez chłopców pyta się dzieci, jakie znają ryby, grzyby i ziółka. One rozweselone podają na wyścigi: rycki, pępki, prawe, prośniánki, sitârze i muchory; to karasie szczupáki, wangorze, łokonie, kárpsie, płociczki, bleje, jáżdże, pstrągi, katy, liny, kiełbzie, kłanie i stynki; to kalmus, jochel, rumianek, psiołun, krwáwnik, macierzánka, santarzyjá (tysiącznik), kadyk (jałowiec) i... i... — nareszcie się urwało.
Ciotka Linowska me mogąc scierpić czegoś, wsiada na karciarzy, którzy jeszcze jak przykuci na dawniejszych miejscach siedzieli:
Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/101
Ta strona została przepisana.
10. Wieczerza i rozjazd.