Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Szafryńska z Nowego Młyna, parafji gietrzwałdzkiej. Kiedy wyszła po zdaniu egzaminu na drogę, spotkała swą matkę, która ją najprzód pytała, czy ją ksiądz przyjmie. „Przyjmie“, odpowiada wesoło „bom też mogła wszystko, jek nigdy jeszcze; alem też sia mocno modluła do Náśwantszy Panny, by mi dopomogła“.
W tem zadzwoniono na Aniół Pański. Po zmówieniu modlitwy matka parła do domu, ale Justyna zwrócona twarzą do kościoła woła: „Czekajciano, matulku, aż łobacza, co to jest to bziałe tam na klonie.“ Matka się pyta, co tedy widzi. „Zidza coś, co wygląda jekby człoziek. Banda tak długo patrzyć, aż sia gdzie podzieje. Drzewo całe jest jasne, może sia páli, abo co.“
Matka niczego nie widziała i znowu nagliła do domu, bo już późno. W tem nadchodzi ksiądz i pyta się Justyny, czy się cieszy z przyjęcia do I. Komunji na niedzielę. Ale Justyna jakby nie słysząc tego nie dała odpowiedzi, więc matka mu tłomaczy przyczynę. Ksiądz każe Justynie zbliżyć się do klonu oddalonego ze 200 kroków. Justyna idąc ku drzewu, wskazała ręką na gałęzie klonu, gdzie widziała siedzącą na złotym, perłami wysadzonym tronie, piękną dziewicę, ubraną w bieli z długiemi, jaśniejącemi włosami, które spadały na ramiona. Ksiądz kazał Justynie odmówić „Zdrowaś Marja“. Po tem pozdrowieniu stało się wszystko jeszcze jaśniejsze. „Teraz przychodzi“ podaje Justyna „dzieciątko z nieba w bziałam ziánku na głozie. Teraz dzieciątko kłania sia pannie, a teraz wstaje panna i jidzie do nieba z dzieciątkam po liwy stronie. U góry zidać same niebo bez obłoków“. Po chwili: „Już wszystko znikło“. Ksiądz i matka Justyny nic nie widzieli. Do matki mówiła Justyna: „Zidziałam mocno psiankną panna, a buła żywa. Patrzała na mnie i na ksiandza, a taka buła jasność, że ni mogłam patrzeć. Chciałam krzyczéć — ni mogłam, uciekać — nie bułam w stanie.
Na drugi dzień powtórzyło się to zjawienie. Aniołowie przynieśli jeszcze berło, koronę i jaśniejący krzyż. Zjawienie trwało, jak długo odmawiano róża-