Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/29

Ta strona została przepisana.

— Tam gdzie i drudzy — odpowiedział Michał, który jakby ze snu po tem wszystkiem się przebudził i podciął konie.
Zbliżyli się do mostu. Dywicki wstał na równe nogi szperając z woza badawczem okiem za wolnem miejscem dla swych koni; bo już i przed mostem różne stały furmanki.
„Gdzie my sia też podziejewa, mój Michałku z naszam wozam i z koniami, a do wsi by trzeba, abo chociaż jano za most w gasa, żeby buło bliży do kościoła“.
Wjechali za most. Wuj zawsze stał na wozie i oglądał się pilnie na wszystkie strony. Zaniecierpliwiony tem, jak się zdawało bezskutecznem badaniem ojca swego, wspinał się i mały Michałek do dużego na siedzisko i „dulczał“ bystro w „gasę“. I nie darmo. Ostre oczki jego ujrzały bowiem miejsce aż dla dwóch wozów.
„Wejcie łojczulku, krzyka uwinnie, łáw na liwą przy rozie wjedziewa na bok, nawróciwa tamte konie i kiwniem za náma — na dziádka“.
Ojczulek się obejrzał — lecz aż zdrętwiał. Za nim jakie trzydzieści wozów z góry żjedża na most, konie się rwią, za wolno im idzie, za wiele strzymywać muszą — łbami rzucają, parskają, rżą. Często słychać dyszel skrzypiący lub grzechocący (na Warmji: dyśla, f.) po szczycie poprzedniego woza, a może i po grzbiecie niejednego gościa, któremu się koniecznie chciało na kiermas. Ale dziadek dzielnie trzymał się zaraz za Michałem wołając często na przechodniów wysilonym głosem; „z drogi!“ — i tak dostał się znim szczęśliwie do płota.
Ześli z wozów, odpięli z orczyków postronki, rzucili koniom świeżej koniczyny i pośli do kościoła.
Idąc „gasą“ wszędzie omijać trzeba było to furmanki, to ludzi. Wóz stał przy wozie; przy nim konie „chrubotały“, pasąc się zgodnie na swoim lub cudzym obroku. Spotkali się, niż zaśli do kościoła, z niejednym przyjacielem, z niejednym znajomym.