Większy jeszcze tłok zastali na głównej drodze przed kościołem. Ledwie ostatnie kompanje przedostać się mogą. Przy cmentarzu widać było budy z różnemi błystkotkami i owocem. Ciekawość ludu wiejskiego przy takich rzeczach prawie niespożyta jest. „To by dobre było na Michałka, to na Fynki“, chwalili sobie goście, — i z pewnością byliby się spóźnili na nabożeństwo, gdyby ich dzwonek wymowną nie był mową swoją przekonał, że tu dziś w innym stawili się celu.
Więc pośli na kazanie. Na cmentarzu nagle uroczysta zapanowała cisza, gdy kapłan na ambonie się pokazał. Czytał donośnym głosem ewangielję o liljach i różnych kwiatach, które Bóg tak cudownie przystraja, dalej o ptactwie w powietrzu, które nie sieje, ani rznie, ani zbiera do gumien, a Ojciec niebieski żywi je. A jeżeli tyle pieczy ma nad trawą i zwierzętami, im więcej nad ludźmi.
Ostatnią myśl wyłożył kaznodzieja wybornie w nauce o Opatrzności Boskiej i działalności jej na całą ludzkość, jak i na pojedynczego człowieka. Przytoczył też cudowny obraz Opatrzności Boskiej w kościele bartęskim w ołtarzu po lewej stronią — Oko Boskie w trójkącie w trzech kolorach mieszających się w sobie, jak trzy osoby przenikają się w jednem Bóstwie Trójcy Przenajświętszej, patrzącej okiem swem na wszystek świat i na każdego grzesznika z osobna. W tem wielka trudność dla rozumu naszego, ale właśnie ewangielja niedzieli czternastej wprowadza nas najlepiej w niezbadaną tajemnicę Opatrzności Boskiej. Dalej słuchali ostrą naukę o służbie dwom panom, jakto nie można Bogu służyć i mamonie, a że tylko jedną duszę mamy, zdobędziem sobie w służbie Bożej niebo, w służbie zaś mamona stracim ją na wieki w piekle.
Słuchali z natężoną uwagą kazania, jak to zwykle spostrzedz można na katolickiej na wskroś Warmji. Oczy wlepili w księdza, jakby go wzrokiem przeszyć chcieli, słowa wyciągali z ust jego, jak pszczółki miód z kwiatka. Michał aż gębę otworzył — tak słu-
Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/30
Ta strona została przepisana.