chał. Tu i owdzie głową przytakiwał, jakby na potwierdzenie prawd przez kaznodzieję objaśnianych.
Nawet tabaki nie zażył, choć mu z różnych stron po cichu ją podawano, bo zwykł był mawiać: „Kiedy ja poszczę, to niech i nos pości“. Byłby z pewnością aż do końca w pilnej atencji wytrwał, gdyby mu nie był znacząco przykiwnął Wojtek, który już dziadka i otoczenie jego prowadził do kościoła, żeby na sumę dostać się w ławkę, choćby tylko na chór: „bo w mniamnieckie kazanie zawdy sia miejsce dostanie“.
Poszli tedy na chór i „mieszkali na wysokości“, z której widzieli i słyszeli wszystko, co się w całym kościele działo.
W kościele także panowała głęboka, tajemna cisza — „kończuło sia prazie mniamnieckie kázanie.“ Widzieli tu także potakujące głowy, lecz kiwanie to było nieregularne i nadzwyczaj głębokie, widzieli wlepione oczy, lecz te wlepione były w otwarte książki lub zamknięte ławki, niejedno oko było zalepione; słyszeli oprócz słów kaznodziei lekkie i ciężkie sapanie w różnych tonach. — Przykre to położenie dla kaznodziei.
„Dziadku, szepce niecierpliwie Michałek, który się na „tryumf“ już doczekać nie może, dziadku, toć tu spsią, słuchajcie jano — chrápsią!“ „Uspokój sia moje dzieko, zacisza dziadek, łoni jano siedzą, jek na mnamnieckam kázaniu, co go tu moc ani za fenik nie rozumi; poczekajno, i tobzie pewnie sia kiedyś tak przytrasi. Do tego też tu i mocno gorąco; nie jedan sia nie daje, zidzisz, jek sia częstują tubaką — ale i to razu nic nie pomoże“.
Oczywiście walczyli nie jedni ze sobą i ze śpikiem, drudzy pozostawali jakby w postawie nieprzytomności i drgnęli na „Amen“ nie byle. Zdziwieni otwierali zwolna wstydliwie oczy, trzeźwiąc sie do reszty na pełne akordy organów i przypominając sobie, że się na świętem znajdują miejscu.
Już snąć i na cmentarzu rozległo się wielowładne „Amen“ bo szmer powstał i chodzenie i — stukanie. Tłoczy się do kościoła, kto może; pakują się w ławki i tak już przepełnione. Pot, jak ciepły deszcz, spada
Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/31
Ta strona została przepisana.