Po za cmentarzem na drogach i przy ogrodach stali także ludzie, dalej powozy; ale wszystko w należytym spokoju, godnym dnia tak solennego.
Dopiero po Mszy św., gdy zaczęli wychodzić z kościoła, rozpoczął się gwar, najprzód jakby od pszczół, tedy zawsze głośniejszy; nastąpiły radośnie powitania, pocałunki — cała wieś jakby odżyła — wszędzie ludu pełno, wszędzie gwar i radość.
Nawet konie, które w nieprzejrzanych rzędach przy wózkach stały niewzruszone, jakby tą potulnością chciały honor i cześć oddać Najwyższemu, zaczynają teraz bystrzeć i niecierpliwić się — a do zbliżających się panów swoich, których zaraz poznawają, parskają, sarkają i wyryzają radośnie, bo i im się dostanie na kiermas.
Zwołują się goście, siadają na wozy, kiwają na tych co pieszo przyszli, przepełniają „siedziska i pubraki“ dla wielkiej radości dzieci, patrzących „w oknach i dźwerzach“. Jeden wóz za drugim posuwa się zwolna, bo mało miejsca ładnego, a wiele ciężaru pańskiego. Ale konie nie zważają na przepełnienie, — ciągną: a kiedy im przyjdzie dźwigać pod górkę, to ustawają, stękają, odpoczywają — a ciągną, dobywając wszystkich sił; lecą jak mogą, bo wiedzą, że ich na kiermasie dobrze wynagrodzą.
Kiermas.
W domu gościnnym mniejsze dzieci gospodarza stoją znowu w oknach jak z rana i wskazują pełni radości i szczęścia paluszkami na drogę, którą goście jadą. Poznają swych wujów i ciotki po czapkach, po kapeluszach, po chustach, po koniach, po wozach i sprowadziłyby ich oczkami jak najprędzej do siebie.
— Wejcie matulku — woła Baśka — wszyscy powracają do náju, co byli zrana na kazie i na kuchach a jeszcze i drugich ze sobą ziozą. Dajcie jam na przyjezdne najlepszego kucha i zina i miodu i