dali nie pozwolą ksiajży nasádzáć. W tech páru latach już dwunastu w naszych strónach łumerło a w siedmiu parasijach ni ma żádnego kapelána, a młodam sia ksiajżyć mocno trudno. Jek to ludzie teráz miawszy swój kościół, ziele łużywać go ni mogą, bo ni mają ksiandza, a sami nieráz aż 3 mile do drugiégo chodzą. A co to dopsieru za bziéda do chorégo.
— Bodáj, bodaj, że bziéda — potwierdza Sząwałdzka. — Poziam wáma, jek to nasz siąsiedny klebarski kapelánik aż wszystkamu podołać ni może; a przez długi cias buło mu łostro zakázane do drugi parasii z Panam Jezusam jechać, to musiáł nocami pokryjomu jeździć do náju do chorych, a kiedy sia zaziambziuł i zanimóg, to mu ludzie w żytnych drábziach chorych w psierzynach przed kapelaniją zwozili tam ich na wozie spoziedzi słucháł, wykomunikowáł i łopatrzuł. Pára chorych nawet łumerło w drodze od zimna i niewygody, jek ludzie poziedują. Ale cóż, kiedy to sia káżdy garnie do ksiandza w srogi godzinie śnierci, bo któż náju na tamtan śwat lepsi zaprowadzić może, kiedy nie kapłán. Słuchájta jano, niełuzierzyli byśta, że i za to zdrajce go łudali i aż do Wystruci na termin jechać musiał, bo w Łolstynie áł. Co to buło żálu i płaczu, jek łodjéżdżáł z Klebarka. Łojciec, matka, siostra jego i my siéroty z Klewk i z purdzki parasiji nie ziedzielim sobzie redy, kieby łón tu ni miáł już przyjechać z tego sądu. Bogu dziangki że wygrał i za kila dni sia wróciuł nazad.
— Aleć teraz — ciągnął dalej dziadek — bodáj już ksiajżom wolno jechać do chorego do drugi parasiji. No cóż, kiedy wymierają, bo za gwáłt prácy mają. Pamiantájta dzieci słowa: „Kto sia w opsieka podda Panu swému, śmiele rzec może, nie przydzie na mnie żadna straszna trwoga“. Já już może lepszych czasów nie doczekám, bo mnie już do ziamni jidzie, ale wy doczekáta, toć sia równo jekoś stać musi.
To jakoś jestto ostatni argument naszego prostego luau, gdzie już innej nadziei nie ma; to jakoś
Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/40
Ta strona została przepisana.