łek i patrzy przez „spary“ palców, ale nikt nie zważa na malca.
Następuje piąte i szóste podanie: pieczone gęsi z cebulą, majranem, jabłuszkami tęgo natkane i prosiaczki także gustownie nadziane wątróbką z cebulą, pieprzem pachnącym i ostrym, jajeczkiem i tartą „cółtą“ (bułką). Do tego prażona kapusta i na życzenie chleb gruby, dalej zaprawiane wiśnie ogórki, borówki itp.; nawet musztardy (mustryku) nie zabrakło, chociaż na nią starsi patrzeć nie mogli.
— Szkoda, że to tak dobrze zaprazione, szkoda, że nálepsze na łostatku — ubolewa Kazimierz Ługwaldski — łoczki by rade chciały, ale gardełko już ni może. Jeki ło mniły zapach zalatuje — też to równo i kucharka ta gospodyni.
Jakby na boleść Butryńskiemu, który się szczęśliwie przegryzł przez wszystki 6 potraw, teraz już też zwątlał, przynoszą jeszcze dziesięćfuntową szynkę i zajęczynę; lecz to już czynią więcej na okaz obfitości, niż na dalszy pokarm; bo tu
Obfitość sadowi się wszędzie,
Jakby kurów po grzędzie.
Patrząc z upodobaniem na te wyborne potrawy, nie zakończają jeszcze obiadu, lecz gwarzą różnie i rozmaicie.
— Mój dziádku — prowadzi dalej Gietrzwałdzka — wspominaliście, jek to teraz ciajżko na tych ksiajży, aleć rowno tacy niegodni nie jestewa,[1] żebym już ksiajży dostać ni mnieli, i já codzień proszą Najśw. Pannę, żeby i z naszy fameliji ksiądz wyszed, chocaż sia teráz na tych sztudantow skarżą, że to paradne i letkomyślne darmozjady, któram sia robzić nie chce a ciajsto i łuczyć — przy tam łojca moc psieniandzy kosztują. Já to mojego zawdy łodmáziám, żeby nie dáł swoich chłopców do szkół, bo tam sia jano rozpsują.
- ↑ Jestowa rzadko w „a“ djalekcie zachodzi; częstsza forma jest tu: my są i sąwa = jesteśmy.