— Poziedz że nam też co, Jewko, ło waszych łokolicach, kościołach i łodpustach — a wy, szurki, kiedy wy gałgany sia łodwáżyta śniać z mazurski mowy, to dostanieta zaráz harápam.
Taką zachętą bogatego wuja ośmielona Mazurka z Grzegrzółk zaczyna, prędko i wymownie: — „scypać“, czyli jak na Śląsku to zowią „syceć“ (syczeć).
— Otoz, coz wam mam poziedzieć, kiej esce mało ziem.
Na te parę słów mazurskich już kpi Michałek i „marczy“ z cicha: co já ziam, to poziam, „otoz, kiej esce“ i kiwa do drugich chłopców.
Ewa nie zauważyła tego i ciągnie dalej:
U nas dużo piásecku i torfáaków i máło máwa pozytku scególnie w susą. Mokry rok dla nas jes lepsy, dla tego mózią Mazury, „siej doły, siej góry, bo nie wies, jaki jes rok który“; ale wyzywić się u nas zawse można, zwłasca, kiej zona gorzáłki nie pije, a esce lepsi, kiedy i męscyzna nie zerák jek mój męzulek, to tez juz pod lepse’m konie przyśli, i mnozą się nam krowecki i łoziecki, gensi i gonsacki, kacki i kacocki, kury i kurcenta, jegniacki i prosiacki, cielacki i zrebacki.
Ale zidzę na Warniji esce lepse wso, a co nálepse, ze tu ani bziáłki, ani dziewcyny, ani dzieci gorzáłki do gęby nie wezmą, a nawet u chłopów mało pijaków, nie tak jek u nas na Mazurach, gdzie chłop drzewo do niasta wywozi a zonka len w fartusku do karcmi wynosi i — przepsija, drogi cas tracą a w dómu dzieci płacą. Mazury są dobrowolne ludzie, ale kieby ich odzwycaić od gorzáłki i pijaństwa.
Kościółecek mamy nowy w Pasynie i w Dźwierzutach, od nas z Grzegrzółk prazie ta sama droga. Tu ks. Klement, tam ks. Stefan zbzierali na łodpustach i kiermasach na śwentej Warniji, gospodarze warnijskie zwozili darmo drzewo ze swoich lasów i cegłę, my kanienie i wapno —
— I my, i my! — wołają różne głosy wujów i ciotek, a stary Jakób zacisza...
Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/52
Ta strona została przepisana.