Wiara, język dar to święty
Dał go Bóg sam niepojęty
Więc ratujcie, bądźcie żwawi,
Pan Bóg wam pobłogosławi[1]“.
— To to wejta równo zuch — dodaje radośnie Dywicka ciotka — takich náma brák na Warniji, aby z tubakierka!
I rozeszli się „káżdy we swa“.
Przy kawie namawiali się niektórzy zajrzeć na pole aby tam dary Boskie obejrzeć; ciotki tymczasem chciały się ugadać na osobnem miejscu. Tylko jeden z wujów i kilku paniczów, ci nie chcieli ani słuchać o polu i o ugadaniu się. Mieli oni co innego „za pazuchą“, lecz żaden o kartach nie chciał najpierw wspomnieć — z bojaźni przed ciotkami.
Zabawne jest przypatrywać się zabiegom karciarzy, aby się zmówić, a nie być od innych, których to nie ma obchodzić, zrozumianym. Jeden spogląda na drugiego, mruga oczami, bije w stół, tupa nogą, siedzi niespokojnie, robi palcem różne krzyże, piki, serca, zera i inne misterne znaki na stole lub na piersiach. Nareszie wyrywa się Jochim:
— No jek tam Kuba, pewnia sia trzeba pomodlić w ksiąjżce ze szteroma królami.
Do tego dodaje stryj Wojtek:
— To pewnie je weźniam.
Na co Kuba linowski:
— A toć możam spróbować, żeby nie zabáczyć. Jánku poszukaj jano ty febli.
Lecz Linowska i na takich migach zna się i woła niecierpliwie, do towarzyszek:
— Pódźta ze mną za zápsiecek, boć ci już znowu w te karciska sia chcą sparzyć. Já to już na te karty patrzyć ni moga, bo ta gra to jest bez końca, choć zawdy tego samego. Karty taki dziwny pociąg mają, że sia nie napizykrzą, czam dłuży, tam gorzy sia zaprzątną, aż jam pot wystampuje na łusina
- ↑ Wiara, język dar to święty... – wiersz, który ukazał się anonimowo na pierwszej stronie jednego z pierwszych numerów Gazety Olsztyńskiej (r. 1, nr 12; 2 VIII 1886); zob. tekst numeru.