(czoło) i na całá gamba (twarz), łoczy czerzianieją, marszczą sia i łupercie wlepsiają sia w karty. Chto przegra, nie chce przestać w graniu, jano łodegrać, chto wygrał, nie chce przegrać i łoddać, ale dograć ziancy. W Kominkach[1] to bodáj áż po dwa dni i dwa noce za jednam posiedzaniam w wista grają... „Chto grywa w karty, miewa łeb łobdarty“.
Kieby téż sztudant nádszed, zaspsiewáłby psieśń ło kartach:
Bo w karty zabawa to nágorsza gra
Człoziek traci psieniądze
Człoziek traci cias
A tan co je wygrywá
Stroi żarty z nas.
Oj głupsie wy karciárze. Jeszcze sia nicht z kart nie zbogaciuł...
Lecz gra już nieunikniona, bo Jankowi się udało gdzieś na szafie karty zdybać. Wyjmuje z pod wanika i wesoło i śmiało woła (bo ciotki wyszły):
— Tu mata karty, możeta grać w kasztelána, we psa, w dziada, w czárnego Psiotra, w sznur, mur, bur, bazylorum, w sześćdziesiątsześć, czy w solo, czy...
— No w co teráz pudziewa, czy w zechsunzechcyk? woła Jochimek.
— A nie, to mi za komudno! (nudno).
— No, to w zolo!
— To to jół!
— A wy wuju jek?
— Mnie to wszystko jedno, byle sia zabazić.
— A chto ma naprzód wydawać?
— Jek zawdy, chto dostanie szalnego dupka.[2] Janek wydaje dwa razy po cztery karty i pyta się:
— U kogo szalny dupek?
— Já go ni mam.
— Já téż nie.
— A to u wuja bańdzie?