i do miejscowego ło poreda i ło pomoc. Poćwiertujesz miejsce — rozplanisz łubóstwo. Tedy powstaną takie Wyłudy, Zasksierki, Ćwykielnie, Zarośle, Dziuchy, Wopy, Gieleki, takie Bziedowo, Torbowo, Zazdrość, Muchorowo i. t. p. Jek grzyby siedzą w około wsiów te małe parcelanty na ziami i pod ziamią. Na Wyłudzie razu drogi ni mają, jano stecki, bo jam woza nie brák. A kiedy ksiądz do chorego sia trasi, to po miedzach, górach i łoparczyskach jechać abo i jiść musi. Ráz w zima sąd zjechał do taki parceli; sądozi i ich psisarki musieli śleść z sani i w kożuchach i ciankich skorzankach brnąć w śniegu do chałupy. Pochorowali sia bodáj potam wszyscy na katár i długi nieżyd.[1] — W jedny wsi żydy porozdzierali dwa duże miejsca na drobne parcele — i wyśli na swoje, bo te nigdy nie stracą; ale łogrodnicy siedzą teráz jek krety na łokopnch ryją i paszczą w bziédzie. Na te dwa miejsca mózią teráz ludzie Mec i Strasburk, bo tam wyglądá jek w fortecach. Kiebv lepsi te ślachestwa koło náju zamianili na wsie i porosprzedawali po dwa po trzy włóki, tobym dzieciom naszam dobre miejsca pokupali; bo z tych dużych majątków to pewnie i król nic nimá i Pán Bóg. Zarządzić stamtąd dziewka lub parobka nikomu bym nie redziuła. Nálepsić to ze swojami pracować.
— Ale cóż tu robzić, kiedy dorosną i wydać by trzeba? doświadcza Gietrzwałdzka.
Tedy — ciągnie dalej Butryńska — trzeba sia łoglądać za dobrami ludziami i porządnam miejscami na Warniji, a kiedy sia na cias nie zdarzy, dobrać z poczciwy fameliji pára, dać dzieciom należną jam ciajść i kupsić łodpoziedne miejsce na Mazurach. Tam sia zawdy ło miejsce dopytá. Bo tam, gdzie lubzią za głamboko w śklánka patrzyć i gorzáłka łykać bandą wszańdzie zawadą. Kieby nie ta iskra, co ją w gardle zawdy gasić trzeba — a łona nie wygaszona! Dopóki psijaki trzeźwami, dobrami ludziami
- ↑ nieżyd = Steinschnupfen.