na „Boże pomágáj“ — „Boze dopomóz“, na szczygła — scygieł, na może — moze, na morze mówią jek my.
— To sia razu tak licho nie słucha — wtrąca Nulka.
— Nie, nie Nulku, do tego się wnet przyzwyczajisz, já już też z niemi próbuję scypać — potwierdza Lijska.
— Czy łoni i po mniecku szwargocą? — dokomentuje się Brąswałdzka.
— I gdzie tam! chłopy razu tyle ni mogą, co nasze, a łu kobziet tobyśta i młotem nie łuiłukli niemieckiego słowa. Tam i w szkołach zięcy polskiego łuczą i do polskich kancjonałów wszystkie dzieci łostro przytrzymują.[1]
— No, niech to pojmuje, chto chce! — woła gniewnie Brąswałdzka — łu náju by polskość w łużce wody łutopsili, a łu wáju łuczą, gádają i spsiewają po polsku? Jeká to wolność na Mázurach być musi.
— Cioteczko, toć i my śpiewáwa — wyrywa się Baśka. — Kiedy już nie w szkole, to w domu. Kiedy na zieczór łojczulek i bracia z pola abo z łobory przydą, tu siądą koło kominka, gdzie matulka warzy — a já drzáżczki smolne kłada na łógiań, żeby buło jasno — tedy łojczulek zanuci z ksiąjżki a bracia na trzy głosy pod niebziosy — matulka warzy i smarzy i pomágá nucić i já téż pomagam. A kiedy dopsiero przydą gody:
Hej gody, gody, gody
Wnet tu bandzie zino z wody
tedy bym już skończyć nie chcieli tego: „W żłobie leży“, „Bóg się rodzi, moc truchleje“, A wczora z wieczora z niebieskiego dwora“. — A po zieczerzy
- ↑ Po roku 1886 zmieniło się to na niekorzyść mowy ojczystej.
poniekąd djalektów warmijskiego i mazurskiego. Mazur i Warmjak mówią: zino, psiwo, zietr (wiatr), zietrak, zielgi (wielki) („Bóg zielgi zapłać“ — kiedy dają), mózią, ziara; ale po warmijsku: móziuł, łupsiula się (albo: sia); = po mazursku; móził, upsiła się. Buła = była, szczypsie = scypsie, czerwona czápeczka = cerwona cápucka, żółty papsier = zołty papsier, czuła żona = cuła zonka, Szczepański = Scepek, Brzeszyński = Bzesceński.