— A wy matulku czyście sia nie radowali, kiedy w Łączkach[1] na wáju mózili: piękne Warmijaczki?...
Plas — i dostało się Basi od matki w szczebiotliwą buzię za niewłaściwe słowa.
— Już to z tami dzieciarni matka náziancy wytrzymá; siuła to nocy bezsannych, siuła trudu i kłopotu, niż jich łodchowász. Chandożysz i łuczysz — a łone zawdy swojego; kieby nie przyter i łostro nie nakliniuł, toby sia z człozieka jeszcze wyśmały. Já téż zitki zawdy pod báłkiem mám na pogotoziu, chocam mojam dzieciom mocno dobrá jest. Stará Bujnka to mnie zawdy tak połuczała: „Bez rózgi nie łuchowász dobrych dzieci“. A já rada słuchám starych ludzi, bo łoni ziedzą co gádają i co robzią.
W tem bierze Baśka rękę matki i rumieniąc się całuje ją i leci do dzieci.
Spostrzega to Dywicka i z wypogodzoną twarzą wtrąca:
— Gdzie też to łone ciasy, kiedy my sia tak łucieszały. Jek to psianknie przyglądać sia tam malcom. Za moji pamniańci to i dorosłá młodzież w niedziela po łobziedzie wspólnie sia na wsi aż do niszporu baziuła: a nie buło tyle łobrazy boski, co teráz. W zima w śniegu, abo na lodzie na rozgártach pod Łolstyn, w lato chłopáki na drodze „w kula“, dziwczáki przy drodze przyglądały sia i chwáliły zgrabnych a ganiuły nieragów — ale kiedy zabrząkali na niszpór, to wszyscy na wyścigi do kościoła. Tedy buł spsiew śweży i wesoły, co radość; ale teraz dzieci chocby chciały spsiewać, cytać ni mogą. Za to bonują i labują, robzią rozgardyjas, chwaliwory perzą, jeżą, paradują, krygują sia; psiją, cygary pálą w karty grają — — wszańdzie huczno, buczno a w psianty zimno. Za to przy robocie jano pesklają, to téż nic ni mają wszystko jidżie w perzyna.
Nareszcie zmarszczyła się nie byle.
- ↑ Klasztor Łąkowski pod Lubawą, dokąd przed walką kulturną corocznie dążyła kompanja z Warmji.