kázanie, na chtóram mocnom sia spłakali, boć łumerłych trzeba łopłakać, a jeszcze takich, ło których by sia nigdy zábaczyć ni mniało. Dopsiero mszá śwantá łukojuła náju nie mało; w ty to jest nálepszá pomoc i pociecha. Takam godnie zanieśli łojczulka do grobu. Stacje w kościele bandą pamniątką po niam.
Ale w domu to buto kuc no po pogrzebzie. W każdam kącie, jekby czegoś brák buło. Wszańdzie matyjaszno, a w jizbach pusto, gdzie łumerły leżáł; bo duch ducha czuje i tajskni sia za niam. Duszno buło łu náju kila niedziel po pogrzebzie.
— Aleć Bogu dziangki dobize łumer — pociesza Spręcowska. — Ksiądz w łostatny chorobzie dwa razy go łopatrzuł, a kiedy zaczął konać, wszyscym go łodstąpsili, a já łodczytała nad niam głośno „sietom zámków“. Tedy máju jeszcze ráz napomináł, żebym łostali dobrami, żebym sia ráz wszyscy w niebzie łobączyli, dáł łostatne błogosłaziaństwo — i tak przykładnie Bogu ducha łoddáł.
Podczas tych smutno-poważnych rozmów „wynikła“ się Kulka do dużej iżby, gdzie od niejakiegoś czasu „záłsnęła“[1] braciszka studenta i namówiła go kapryśne ciotki rozłochocić. Te jeszcze o różnych rzeczach gawędziły a najwięcej Gietrzwałdzka o objawieniach gietrzwałdzkich.
Pozdrowił wszystkie raźnie, przywitał i pocałował w usta każdą z osobna. Ale też i z ócz i z min widać było, że mu są wszystkie bardzo życzliwe, dobre — to by go też raz kiedyś chciały widzieć panem, a że u ludu warmijskiego tylko ksiądz w prawdziwem tego słowa znaczeniu panem jest[2], więc też zaraz go się pytają:
— A kiedy náju zaprosisz na psierszá mszá, bo tego to łod dáwna szczérze sobzie życzywa.
Na co student z widoczną trwogą odpowiada: