— Moje miłe ciotki, jabym wam rad tę wielką radość uczynił, lecz nie mogę nic przyobiecać, bo to jeszcze za długo i za dużo jeszcze wody do tego czasu upłynąć musi: to egzamin do czerwonej czapki, poczem jeszcze cztery lata w kamiennym domu[1] a jeżeli mię zabiorą na rok do wojska, to znowu dłużej, a jeszcze nie wiem, czy będę miał powołanie do kapłaństwa.
— A to já tedy już tego nie doczekám — wzdycha Linowska.
I já też nie, bo já starszá — dodaje Ługwałdzka. — To też i połowa życia w tych murach trzeba dać sia suszyć, niż na co wyjdzie; aleć tobzie nie wadzi, já już chudszech sztudantów zidziała. Czego wy sia też tam tyle lát łuczyta?
— Rozmaitości, moja ciotko, zawsze jest co, a czem wyżej tem więcej; lecz to by was mało interesowało, gdybym wam tu wszystko miał rozkładać, o trójkątach, czworobokach, o fizyce, Cyceronie, o pisarzach całem gronie;
„Wejta jeno, co to tego,
„Toć jak chleba powszedniego,
a dzisiaj nie czas na to; w kiermas to się trzeba radować i weselić między swoimi, których się cały rok nie widziało.
— Mász práwda mój sztudańciku — przytakuje zawsze wesoła Spręcowska — Zaspsiewáj jano náma co nowego, bo já mocno rada spsiew słuchám, a sztudanty to bodáj mogą miedzy sobą śliczne nuty wymyślać i kurlantki spsiewać.
Wesoły student nie dał się dużo raczyć... Tam było uciechy ze trzy miechy i duże półkorcze.
Lecz surowa ciotka linowska ostro patrzy na studenta i ostrzej jeszcze przysłuchuje się kurlantkom jego i wnet zdaje swój sąd mówiąc:
— Sztudańciku, przy takich niezinnych spsiewach i wesołościach możesz łostać ksiandzam i być mni-
- ↑ Seminarjum brunsberskie, po większej części z kamieni zbudowane.