Strona:PL Barczewski - Kiermasy na Warmji.djvu/96

Ta strona została przepisana.

łej dłoni i każdy paluszek poruszając przy takich słowach:
— Kaśku, tu (w dłoni) seroczka krupki warzuła; tamu (paluszkowi) dała, tamu dała, tamu (ostatniemu) łepek lurwała i do nieba poleciała.
Dziecko wesołe mile patrzy na tą całą procedurę, spogląda raz w niebo wypogodzone, raz na ciotkę Lucę szczęśliwą jak aniół stróż nad grzecznem dzieckiem. Kaśka chce się oczywiście czego spytać — ale jeszcze nie może... i trzepie się, jak młody ptaszek na gałązce.
Za to Finka i Joanka, Slaśka i Baśka, Dośka i Waleśka i... jeszcze ich więcej — pytają się:
— Ciotko, czy i my przydziam do nieba?
— Przydzieta — pochwala zawsze miła ciotka Luca — jano bądźta grzeczne, pobożne i posłuszne.
— A czy to daleko do nieba?
— Moje dzieci — dodaje ciotka — do nieba wysoko i daleko, daleko...
A siuła lát trzeba jiść do niego? — pytają dzieci.
— Gwáłt — odpowiada ciotka Luca — já już jida sietomdziesiąt lát, a zawdy gwáłtam, i zawdy sama, a jeszcze nie zaszłam... Kiedy zájda jano Bóg sám zie. Bądźta bogobojne, a zajdzieta i wy.
Podobnie chłopcy „kiele“ dziadka, zadają mu różne zapytania a on odpowiada i znów pyta.
— Michałku poziedz że mi, czego brák wszystkiego na przykład do woza?
Michałek „zie“ i śmiało odpowiada, a wszyscy ciekawie słuchają.
Do woza brák: — ale nie wie jak tu zacząć?
— Dziádku já ziam! — prysnął mały Maciek.
— Dziádku já też — powoli-dodaje Kubal.
Ale dziadek się uparł na Michałka i rzecze:
— Dájtaż mu pokój, łon też zie i pozie wáma wyraźnie choc pomału.
W tem Michałek wydając głos pewien siebie liczy głośno:
— Do jednego woza náleżą sztery koła, dwa łosie, jedna dyślá, dwoje drábzi;