wiczków i wywiesiła język na cztery strony świata. Potem zdarła z siebie szarfę jedwabną, zmięła ją i podeptała nogami, pobiegła do kałuży i skakała po błocie, póki niem nie obryzgała strojnej swojej sukienki. Potem przelazła przez płot i narobiła jeszcze wiele innych głupstw, na których zakończenie zrzuciła z nóżek oba zabłocone trzewiczki i cisnęła je daleko poza siebie. Wreszcie ochlapana błotem, rozczochrana i w pończoszkach tylko, pomknęła ku bramie, ochrzczonej teraz jej imieniem, wypadła na ulicę i byłaby z pewnością zginęła w tłumie, gdyby biegnąca za nią matka nie porwała jej na ręce i nie zaniosła do doróżki, która zbuntowaną małpkę odwiozła do domu. Stało się to dawno temu i Danio tylko z imienia zna Marynkę Grey.
Na lewo od Dużej drogi ciągnie się Aleja dzidziusiów. Pełno tu dziecinnych wózków i maleństw zaledwie raczkujących, — wprost trudno przejść, nie natknąwszy się na jakieś niemowlę, co wywołuje natychmiast okrzyki grozy i oburzenia nianiek. Tu jest także przejście ku mleczarni, gdzie w prawdziwych rondlach gotuje się mleko i gdzie kwiatki kasztanów spadają wprost do waszych szklanek. Tu piją mleko także zwyczajne dzieci i do ich szklanek sypią się kwiatki kasztanów, tak samo jak i do waszych.
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/017
Ta strona została uwierzytelniona.