całe stado. Ale te miejskie owce idą wprost ku niemu z tak dziwnym wyrazem w oczach, że Portosowi odrazu robi się niedobrze. Jego psi honor nie pozwala mu naturalnie zemknąć przed owcami, więc stoi bez ruchu, udając, że jest pogrążony w podziwianiu krajobrazu, a potem raptem zawraca w bok i daje mi z za krzaków do zrozumienia, że moglibyśmy pójść dalej.
Niedaleko stąd zaczyna się „Wężowe jezioro“. Jeśli się kto przechyli ponad jego brzegiem, widzi na jego dnie zatopiony las, zwrócony wierzchołkami drzew ku dołowi. Ludzie mówią, że nocą błyszczą w głębi „Wężowego jeziora“ zatopione gwiazdy. Jeśli to prawda, to je widuje zapewne Piotruś Pan, kiedy w gniazdeczku swojem żegluje po powierzchni jeziora. Tylko nieznaczna część jeziora znajduje się w Parku Leśnym, bo zaraz woda przepływa popod kamiennym mostem aż ku „Ptasiej wyspie“. Wyspa ta jest ojczyzną wszystkich ptaszków, z których wyrastają później chłopcy i dziewczynki. Żadna istota ludzka, z wyjątkiem Piotrusia Pana, (który jest tylko niby-czło-