płochu uciekało przed nim. Nawet armia ułanów, ujrzawszy go na szczycie Wyścigowej góry, co tchu umknęła w jedną z bocznych ścieżek, pod pozorem, że z ukrycia lepiej obserwować ruchy nieprzyjaciela.
Widząc, że z elfami nie dojdzie dziś do ładu, Piotruś postanowił zwrócić się o pomoc do ptaszków, ale zaraz przypomniał sobie, że kiedy wieczorem próbował usadowić się pośród gałęzi, wszystkie ptaszki w popłochu opuściły drzewo. Serduszko Piotrusia ścisnęło się boleśnie, zrozumiał nagle, że niewiadomo czemu, wszystko, co żyje, unika go, jak wroga. Rozżalony Piotruś usiadł na ziemi i rozpłakał się rzewnie. W zmartwieniu swojem nie zastanowił się nawet nad tem, że siedzi zupełnie mylnie, bo przecież ptaszki nie używają do siadania tej części ciała, którą teraz posługiwał się Piotruś. I dobrze, że o tem nie pomyślał, bo byłby w końcu stracił wiarę w swoją możność latania, a kto utraci wiarę w siebie nigdy już nie wzbije się ponad ziemię. Ptaki dlatego latają tak niestrudzenie, że nigdy wiary w swój lot nie tracą. Bo mieć wiarę, to tosamo, co mieć skrzydła do lotu.
Nikt, z wyjątkiem ptaków, nie może przedostać się na wyspę, położoną pośrodku Wężowego jeziora, bo cała wyspa otoczona jest ostrokołem, a na ka-
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.