bawić się, jak się bawią prawdziwe dzieci, a wiadomo, że Park Leśny jest wymarzonem miejscem dla wszystkich zabaw. Ptaszki nieraz opowiadały mu, jak świetnie bawią się w parku różne małe dzieci, a wtedy gorzkie łzy napływały do oczu Piotrusia.
Pewnie dziwicie się, że Piotruś nie przepłynął Wężowego jeziora, ale Piotruś nie umiał pływać, a na wyspie nikt, prócz kaczek, nie posiadał sztuki pływania. A kaczki były takie głupie. Wprawdzie z ochotą ofiarowały mu się za nauczycielki, ale uczyły go mniej więcej tak: — Siądź na wodzie, jak ja i wiosłuj nogami, jak ja mojemi wiosłuję. Piotruś próbował po sto razy usiąść jak kaczki i po sto razy wpadał pod wodę, zanim zaczął wiosłować nogami. A kaczki twierdziły, że to jest takie łatwe, że nie warto czasu tracić na objaśnianie tak prostej rzeczy. Przez parę dni bawiła na wyspie para łabędzi, którą Piotruś karmił swoim chlebem w nadziei, że ptaki nauczą go za to pływania, ale kiedy mu zabrakło chleba, niewdzięczne łabędzie syknęły na niego gniewnie i pożeglowały w dal.
Już zdawało się raz Piotrusiowi, że znalazł sposób przedostania się z wyspy do Parku, bo pewnego dnia jakaś cudowna biała rzecz, podobna do gazety
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.