całym dniami krążą po Okrągłym stawie. Co prawda jedyną rzeczą, która je zajmuje, jest ilość kawałków piernika i bułek wyławianych z wody. Są to po większej części istoty zgorzkniałe, utyskujące nieustannie, że pierniki obecnie są mniej pożywne i smaczne, niż były za czasów ich młodości.
Musiał więc Piotruś sam sobie radzić. Puszczał statki na wodę, ale okrętem jego była drewniana obręcz, znaleziona na trawniku. Piotruś nie widział nigdy, co dzieci robią z obręczą, więc myślał, że to jest ich statek i rzucił obręcz na wodę. Obręcz odrazu upadła na dno; Piotruś wydobył ją z niemałym trudem, a potem z uciechą wlókł ją po trawniku, pewny, że odkrył, jak się obręczą bawią prawdziwe dzieci.
Innego razu Piotruś znalazł na piasku małe, blaszane wiaderko. Pewny, że to stołeczek do siadania, usiadł na wiaderku i jak się zapadł weń, tak ani rusz wydobyć się z niego nie mógł. Raz znowu dojrzał zdaleka, wzdęty powietrzem balonik. Balonik zlatywał właśnie z Wyścigowej góry, wlokąc ze sobą sznurek. Piotruś słyszał od pewnego mysikrólika, że chłopcy bawią się nieraz w parku w piłkę nożną. Pewny, że to piłka nożna, rzucił się w pościg za balonikiem, a gdy go nareszcie pochwycił,
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.