tak energicznie kopnął go nogą, że balonik znikł jak kamfora.
Ale największy podziw wzbudził w nim pewien dziecinny wózek. Wózek stał najspokojniej w pobliżu zimowego pałacu królowej elfów (to znaczy pośrodku klombu otoczonego siedmiu hiszpańskimi kasztanami). Piotruś na palcach zbliżył się do wózka, bo o takiem zwierzęciu nigdy mu ptaszki nie wspominały. Piotruś był pewny, że wózek jest żywy i przemówił do niego. Wózek nic mu nie odpowiedział, więc Piotruś podszedł jeszcze bliżej i dotknął go końcem palców. Pchnięcie to wystarczyło, by wózek zaczął się toczyć w tył. Piotruś był pewny, że wózek umyka przed nim i to natchnęło go wielką odwagą. Pobiegł za wózkiem i chwyciwszy go, pociągnął ku sobie. Wtedy wózek, zaczął się toczyć wprost na niego, co tak przeraziło Piotrusia, że bez tchu pognał najbliższemi ścieżkami do swego gniazdka i zwinął się w niem w kłębuszek. Nie myślcie jednak, że Piotruś Pan był bojaźliwy. Zaraz nazajutrz wybrał się w odwiedziny do wózka z kijem w jednej, a okruchem chleba w drugiej ręce. Ale wózka już nie było i Piotruś więcej go już nie zobaczył.
Jeszcze mam wam powiedzieć, skąd się wzięło
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.