Piotrusiowi zrobiło się bardzo przykro i oto co zrobił: Usiadł na brzegu łóżka i zagrał na fujarce najpiękniejszą kołysankę. Kołysankę tę ułożył sam dla swojej matki na melodyę tego słodkiego szeptu „Piotrusiu“, jaki przed chwilą z ust matki posłyszał. I grał dopóty, póki na twarzy matki nie dojrzał wyrazu cichej, głębokiej szczęśliwości.
Melodya którą wygrywał, podobała mu się tak bardzo, że już, już chciał przebudzić matkę, żeby usłyszeć jej okrzyk pełen zachwytu: „Oh, Piotrusiu! jakżeż ty grasz cudownie!“ — ale, że matka wyglądała w tej chwili na zupełnie zadowoloną, Piotruś znowu zwrócił oczy ku otwartemu oknu. Nie żeby miał zamiar odlecieć i nie powrócić więcej do domu. Przeciwnie, postanowił sobie solennie, że będzie nadal synkiem swojej mamy, tylko nie było się z czem tak spieszyć... Miał przecież prawo do drugiego życzenia. Wprawdzie nie miał już ochoty zostać ptakiem, ale wyrzec się zupełnie drugiego życzenia byłoby prawdziwem marnotrawstwem. A na to, by zostało wypełnione, trzeba było wrócić do elfów. Gdyby zaś je odkładał w nieskończoność, mogłyby się elfy zniecierpliwić i odmówić spełnienia jego życzenia. Wydawało mu się także, że byłoby to bardzo nieładnie, gdyby pozostał w domu, nie poże-
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.