rozpraszała jedynie lampka nocna, Tonia siadała na łóżeczku i zaczynała szeptać: — „Pst... co to się rusza?“ Jaś ją uspokajał: — „Toniu, Tonieczko, cicho, naprawdę nic się nie rusza...“ i spiesznie wsuwał głowę pod kołdrę. — „Idzie! idzie! idzie! na ciebie! — krzyczała Tonia — już jest koło twego łóżka, już kopytkami grzebie w podłogę! Teraz cię weźmie na rogi! Jasiu, uciekaj, bo cię weźmie na rogi! — i głos jej był tak przejmujący, że Jaś przejęty śmiertelnym strachem, wyskakiwał z łóżka i boso, w koszulce nocnej pędził przez pokój i korytarz, na schody i na dół. Ale kiedy po chwili mama albo piastunka wracały z Jasiem na górę, żeby ukarać Tonię, Tonia już spała w najlepsze. I wcale nie udawała, że śpi, ale spała naprawdę i we śnie wyglądała jak mały aniołeczek, a to było najgorsze ze wszystkiego.
Do parku przychodziły dzieci codziennie. Prym we wszystkiem trzymał naturalnie Jaś. Sądząc z tego, co mówił o sobie, był chłopcem niepospolicie odważnym, co niezmierną dumą napełniało małą Tonię. Byłaby bardzo pragnęła pokazać każdemu „na piśmie“, że jest rodzoną siostrą bohaterskiego Jasia. A już najwięcej imponowało jej, kiedy Jaś się przechwalał, że pozostanie w parku na noc, już po zamknięciu wszystkich bram przez stróża nocnego.
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.