Tonia spojrzała na brata z podziwem. Dzielny Jaś bał się tylko Aji, a nie myślał nawet o tych strasznych niebezpieczeństwach, które go czekały za chwilę. Zawołała więc głośno: — „Jasiu, biegnijmy, kto będzie prędzej przy bramie?“ a cichutko dodała: — „Schowaj się za studnię“. I dzieci puściły się pędem przez Dużą drogę.
Jaś zawsze wyprzedzał Tonię. Ale nigdy jeszcze nie biegł tak szybko, jak dzisiaj, pewnie dlatego, żeby mieć więcej czasu na schowanie się w parku. Brawo! brawo! — przyklaskiwały jego dzielności błyszczące oczy Toni. Ale nagle przeszył Tonię ostry, dojmujący lęk. Bohater jej zamiast się ukryć w parku, wyleciał jak strzała za bramę, — na ulicę. Na ten widok Tonia stanęła jak przygwożdżona do ziemi; w sercu uczuła chłód i taką pustkę, jakby nagle straciła wszystko, co miała najdroższego na świecie. I taka pogarda dla Jasia wezbrała w niej, że nawet zapłakać nie była w stanie. A potem zakipiało w niej tak straszne oburzenie, że bez tchu pomknęła ku studni i ukryła się tam zamiast Jasia.
Aja widziała najpierw Jasia, a później Tonię, biegnących ku wyjściu i pewna była, że oboje są już na drodze do domu. Wyszła więc spokojnie za bramę, ani przeczuwając, że Tonia pozostała w parku.
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.