się wzajemnie po rękach. Czarnobrewka odeszła ostatnia, bo dłuższą chwilę zabawiła przy kominie, przez który wsunęła dla Toni najcudniejszy sen.
I tak stał domek przez noc całą i chronił małą Tonię od zimna i wiatru. Tonia nie wiedziała o niczem, póki nie prześniła całego snu, podarowanego jej przez Czarnobrewkę. Kiedy nareszcie otworzyła oczy, świtało już na dworze. Tonia czuła się zupełnie wypoczętą, przetarła oczy i zawołała Jasia, bo pewna była, że leży na swojem łóżeczku, w dziecinnym pokoju.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, zerwała się i w tej chwili uniosła głową dach domku, niby pokrywę pudełka. Dokoła domku roztaczał się Park Leśny, tonący w puchach śnieżnych. Ale Toni zdawało się jeszcze ciągle, że jest w pokoju dziecinnym i dopiero kiedy się uszczypnęła w policzek, przypomniała sobie wszystko, co się jej zdarzyło wczoraj. Nie mogła pojąć tylko, skąd się wziął nad nią ten śliczny, mały domek. Odchyliła dach, wyszła do ogródka i stąd przyglądała się domkowi, w którym całą noc przepędziła. Była nim tak zachwycona, że aż rączki składała z podziwu, powtarzając bez końca:
— Oh, ty mój cudny, maleńki, pachnący domeczku!
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.