— Więc ty się tak nazywasz? — rzekła Tonia zdziwiona.
— Nie, ja się tak nie nazywam, nazywam się Piotruś Pan.
— To wiem — zawołała Toma — to przecież wszyscy wiedzą.
Ogromnie było miło Piotrusiowi, że „wszyscy“ wiedzą o nim i prosił Toni, żeby mu powiedziała, co ludzie o nim mówią. Zanim jednak usiedli na obalonym pniu drzewa, Piotruś zmiótł rączką śnieg z miejsca, które wskazał Toni. Ale sam usiadł wprost na śniegu.
— Przysuń się do mnie — rzekła uprzejmie Tonia.
— Co to jest „przysuń“? — pytał Piotruś. Tonia wytłumaczyła mu, co znaczy ten wyraz, i Piotruś usiadł bliziutko niej. Potem opowiedziała mu wszystko, co słyszała o nim. Tak, ludzie wiedzieli niejedno o Piotrusiu, ale nikt n. p. nie wiedział o tem, że Piotruś po dwakroć wracał do swojej matki, ale żelazne kraty zagrodziły mu drogę do domu. Piotruś i teraz nie wspomniał o tem Toni, bo wspomnienie tego zakratowanego okna nazbyt mu było bolesne.
— A czy ludzie wiedzą, że ja się umiem bawić, jak prawdziwi chłopcy? — zapytał z dumą. — Proszę
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.