— Ale czemu ty nie patrzysz na mnie Piotrusiu? — zapytała Tonia, chwytając go za ramię.
Piotruś wytężał całą wolę, by nie spojrzeć w oczy Toni, zanim nie odbije od brzegu. Ale raptem łkanie bolesne wydarło się z jego piersi. Wyskoczył na brzeg i płacząc, usiadł na śniegu.
Tonia pospieszyła za nim.
— Co tobie? co ci się stało Piotrusiu? — pytała zaniepokojona.
— Toniu! — szlochał biedny Piotruś. — Nie powinienem cię brać ze sobą, bo to nieprawda, że zawsze będziesz mogła wrócić do domu. Twoja matka... ach, Toniu, ty nie wiesz jakie są matki! — i Piotruś zaszlochał jeszcze mocniej.
A potem opowiedział Toni, jak zastał okno swego domu zawarte. Ach, to było bardzo smutne i Tonia słuchając jego słów, płakała prawie tak gorzko, jak i on. — Ale moja mama-by tak nie zrobiła, moja-by tak nie zrobiła — szeptała z przekonaniem.
— Nie Toniu i twoja ciebie nie wpuści! Wszystkie matki są jednakowe! Mogę się z tobą założyć, że twoja matka ogląda się już za jakimś nowym nabytkiem! — zapewniał Piotruś.
Tonia spojrzała na niego ze zgrozą: Jak ty mo-
Strona:PL Barrie - Przygody Piotrusia Pana.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.