Potem powiedział jeszcze Jaś od siebie:
Piotrusiu, usłysz błaganie moje
weź kozę, bo się jej strasznie boję!
Tonia pozostawiła przy kozie liścik, w którym zawiadomiła Piotrusia, że kozę swoją posyła mu na pamiątkę i poleciła, żeby poprosił elfy o wyporządzenie mu jej do prawdziwego jeżdżenia. Wszystko się spełniło, czego tylko pragnęła. Piotruś znalazł liścik, a naturalnie elfy bez wielkiego trudu zamieniły mu kozę na żywą. Od tego czasu Piotruś jeździ całymi nocami na swojej kózce po parku i wygrywa na fujarce najcudniejsze melodye.
Co do Toni, nigdy już od tego czasu nie straszyła Jasia kozą, bo jak mi mówiono, użyła do straszenia innego zwierzątka. I dopóki nie została zupełnie dorosłą panną, przynosiła często Piotrusiowi drobne upominki i zawsze w liściku dodawała objaśnienie, jak taką zabawką bawią się prawdziwe dzieci. Ale Tonia nie była jedynem dzieckiem, które pamiętało o Piotrusiu. Danio n. p. często obdarza czemś Piotrusia. Wyszukaliśmy nawet kilka świetnych kryjówek, gdzie składamy przyniesione drobiazgi. Tylko nie proście, żebym wam wskazał te schowki, kiedy Portos jest z nami, bo Portos przepada za zabawkami i zarazby je z kątków powywlekał.