A gdzie wysłał wzrok na zwiady,
Bóg go hojnym cieszył wianem:
Kwieciem śmiały mu się sady,
Łany zbożem, łąki sianem...
Zwierza w lasach miał niemało,
Wody rybne, ule rojne,
Samo życie mu się śmiało
Pracowite i spokojne.
Jak nie kochać takiej ziemi,
Z której szczodrze Bóg go wspierał?
I gdzie wspólnie z braćmi swemi
Żył poczciwie i umierał?
Inne ludy, dziwna siła
Wśród bezmiernych stron rozmiata...
Dlań, kolebka i mogiła
Granicami były świata.
Z sąsiadami żył on w zgodzie,
Chętny w radzie i w posłudze,
Równy możnym na zagrodzie,
Nie łakomił się na cudze.
Jak łza czysty i bez skazy,
Sercem prosty, szczery w słowie,
Mord, rabunek, — te wyrazy,
Wstrętne były jego mowie.
Był on mężny, lecz nie męstwem,
Co to nie zna żadnej tamy;
Nie upajał się zwycięstwem,
Krwi nie pragnął dla krwi samej...