Strona:PL Beaumarchais-Cyrulik Sewilski.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.
53
Przedmowa autora

wi, zdumiewa martwotą... I nagle, jakgdyby żałował czasu spoczynku, puszcza się jak strzała, pędzi w głąb, i wraca piruetami, z szybkością której ledwie oko może nadążyć.
Arja może zaczynać wciąż na nowo, zawracać, powtarzać, ględzić, on się nie powtarza! Rozwijając męskie piękności gibkiego krzepkiego ciała, maluje gwałtowne wzruszenia duszy: rzuca namiętne spojrzenie, któremu ramiona jego, miękko rozwarte, dodają wymowy; i, jakgdyby się rychło znużył waszym zachwytem, podnosi się ze wzgardą, umyka się oku które go ściga... Wówczas, najburzliwsza namiętność zdaje się rodzić i wzbierać z najsłodszego upojenia. Gwałtowny, porywczy, wyraża tak wrzący i prawdziwy gniew, iż wyrywam się z fotela, marszczę brwi... Ale oto znów, wracając do gestu i akcentu spokojnej rozkoszy, błądzi niedbale, z wdziękiem, miękko, ruchami tak delikatnemi, że porywa tyleż serc, ile jest spojrzeń przykutych do tego czarodziejskiego tańca.
Muzycy, śpiewajcie jak on tańczy, a będziemy mieli, miast opery, dramaty muzyczne! Ale słyszę mego wiekuistego cenzora (nie wiem już sam, skądinąd czy z Bouillon?), jak mruczy: Czego on chce dowieść tym obrazkiem? Widzę tu znamienity talent, a nie taniec w ogólności. Aby porównywać, trzeba brać sztukę w jej przeciętnych objawach, a nie w najszczytniejszych wzlotach. Czyż nie mamy...
Przerywam i ja z kolei. — Ej, do kata! jeśli chcę odmalować konia, i utworzyć sobie właściwy sąd o tem szlachetnem zwierzęciu, czy będę go szukał dychawicznym i starym, jęczącym przy dorożkarskim dyszlu, lub człapiącym pod razami bata? Szukam go w stadninie, dumnego ogiera, dzielnego, ognistego, z płomiennem okiem, jak kopie ziemię i wyrzuca płomienie z nozdrzy; jak parska od żądz i niecierpliwości, lub pruje powietrze, napełniając je elektrycznością; jak, gwałtownem rżeniem, weseli człowieka i przyprawia o drżenie klacze całej okolicy. Taki jest mój tancerz.
I kiedy kreślę obraz sztuki, rozumiem, iż trzeba mi szukać