Jest wcześniej niż myślałem. Godzina, o której moja piękność zwykła się ukazywać za żaluzją, jest jeszcze daleko. Mniejsza; lepiej przybyć za wcześnie, niż chybić sposobności. Ha! gdyby jaki modniś dworski mógł mnie sobie wyobrazić, o sto mil od Madrytu, wystającego co rano pod oknami kobiety z którą nigdym nie zamienił słowa, wziąłby mnie za Hiszpana z czasów królowej Izabeli. — Czemu nie? Każdy bieży za szczęściem. Dla mnie ono w sercu Rozyny. — Jakto! gonić za kobietą do Sewilli, gdy Madryt i dwór nastręczają na każdym kroku tyle łatwych przyjemności! — Właśnie przed tem uciekam. Znużony jestem zdobyczami, których źródłem interes, ambicja lub próżnostka! Tak słodko być kochanym dla samego siebie! Ach! gdybym, pod tem przebraniem, zyskał pewność... Djabliż niosą natręta!
Precz do czarta ze zgryzotą,
Niech próżno nie trawi nas;
Sączmy wina strugę złotą.
Co grzeje i poi wraz;