Strona:PL Beaumarchais-Cyrulik Sewilski.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.
60
Beaumarchais

FIGARO. Minister, mając wzgląd na polecenie Waszej Dostojności, kazał mnie natychmiast mianować pomocnikiem aptekarza.
HRABIA. Przy szpitalach armji?
FIGARO. Nie; przy stadninach andaluzyjskich.
HRABIA, śmiejąc się. Dobry początek karjery!
FIGARO. Posada była nienajgorsza: mając wydział opatrunków i leków, sprzedawałem często dobrym ludziom rzetelne końskie lekarstwa...
HRABIA. Które zabijały poddanych Jego Królewskiej Mości!
FIGARO. Ha, ha! niemasz uniwersalnego leku. Zdarzało mi się wszelako wyleczyć temi kordjałami, Galicjan, Katalończyków, Owernjaków.
HRABIA. Czemuż rzuciłeś to miejsce?
FIGARO. Rzuciłem? Ono mnie rzuciło; przystawiono mi stołka.

Zazdrość z wyschniętą łapą, z twarzą siną, bladą...

HRABIA. Och, przyjacielu, litości! litości! Składasz i wiersze? Widziałem przed chwilą, jak gryzmoliłeś coś na kolanie, wyśpiewując od rana.
FIGARO. Oto właśnie przyczyna mego nieszczęścia, Excelencjo. Kiedy doniesiono ministrowi, że składam, ośmielę się powiedzieć, wcale wdzięczne bukieciki dla Chlorydy, szarady do dzienników, że krążą tu i ówdzie madrygały mego pióra; słowem, kiedy się dowiedział, że zdarza mi się czasem wleźć żywcem pod prasę, wziął rzecz bardzo surowo, i odebrał mi posadę, pod pozorem, że zamiłowania do sztuki nie da się zgodzić z powagą stanowiska.
HRABIA. Kapitalne! I nie próbowałeś przedłożyć...
FIGARO. Byłem aż nazbyt szczęśliwy, iż o mnie zapomniano, w przeświadczeniu, iż możni czynią nam dosyć dobrego, kiedy nie czynią nam nic złego.
HRABIA. Coś musi tkwić pozatem. Przypominam sobie, że, już w mojej służbie, był z ciebie wielki nicpoń.