jest krytyką i żądzą reform. Memorjały rzucają rękawicę dwum potężnym stanom: herbowi szlacheckiemu i biretowi sędziego. Oświetlając błyskawicą oburzenia system, w którym prawo i słuszność liczą się za nic, a przywilej, wpływy i pieniądze są wszystkiem, znajdują zarazem ton wysoki i szlachetny, aby wskazać nowoczesne pojęcie praw i obowiązków sędziowskich; aby bronić zdeptanej godności obywatela. Posłuchajmy, to już język „praw człowieka“.
„Biorę naród za świadka zniewagi, jaką mi wyrządzono w jego obliczu...“
„Przybieram z równą słusznością jak przyjemnością miano obywatela, wszędzie gdzie mówię o sobie w tej sprawie...“ Paryż — Francja — z rozkoszą słuchają tego języka: takie słowa jak naród, obywatel, to nowe, niezużyte jeszcze struny, na których ten podsądny umiał zagrać jak artysta. I jak umie w tej sprawie, która zrodziła się z przemocy magnata, wygrać swoje plebejskie pochodzenie; ile wydobywa humoru i sentymentu, jaką broń uczyni z tego co jest jego niższością!
Ale prawda: Beaumarchais jest przecież szlachcicem! Kupił sobie szlachectwo, wraz z miejscem sekretarza królewskiego, płacąc za