szyją, ramionami! sam ze mną! ten nieład, list który hrabia otrzymał, jego zazdrość!...
HRABIA, z zewnątrz. Nie otwiera pani?
HRABINA. Bo... bo jestem sama.
HRABIA, z zewnątrz. Sama! z kimże tedy rozmawiasz?
HRABINA, zakłopotana. Z tobą... oczywiście, hrabio.
CHERUBIN, na stronie. Po tem co zaszło wczoraj i dziś rano, zabiłby mnie na miejscu! (Biegnie ku gotowalni, wpada i zamyka za sobą).
HRABINA, sama, wyjmuje klucz, i biegnie otworzyć hrabiemu. Och, cóż za nierozwaga! co za nierozwaga!
HRABIA, dość surowo. Nie jest w pani zwyczaju zamykać się!
HRABINA, zmieszana. Przebierałam gałganki... Przebierałam gałganki z Zuzią... poszła na chwilę do siebie.
HRABIA, przygląda się jej. Twarz i głos pani są bardzo zmienione!...
HRABINA. Nic w tem dziwnego... zupełnie nic dziwnego... upewniam... mówiłyśmy o tobie... poszła, jak ci wspomniałam...
HRABIA. Mówiłyście o mnie!... Wróciłem pod wpływem jakiegoś niepokoju; kiedy wsiadałem na konia, oddano mi bilecik... och, nie przywiązuję doń najmniejszej wagi„ ale... podrażnił mnie...
HRABINA. Jakto, panie?... co za bilecik?
HRABIA. Trzeba przyznać, pani, że ty albo ja otoczeni jesteśmy bardzo niegodziwymi ludźmi. Ostrzeżono mnie, że ktoś, kogo uważam za nieobecnego, postara się zobaczyć z panią.
HRABINA. Ktokolwiek byłby ów śmiałek, będzie chyba musiał wejść tutaj; mam zamiar cały dzień nie opuszczać pokoju.